Dziewięć opowieści wybitnych wspinaczy Macieja Bernatta, Stanisława Biela, Zbigniewa Jurkowskiego i Janusza Kurczaba – które składają się na tę książkę, wskrzesza piękne czasy polskiego alpinizmu. Autorzy opowiadają o latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w., kiedy łupem naszych taterników padało wiele ścian otoczonych nimbem skrajnych trudności. Wydawnictwo promuje publikację hasłem,,Opowiadania mistrzów”; trzeba przyznać, że slogan adekwatnie odzwierciedla zarówno wspinaczkowe dokonania autorów, jak i walory literackie ich tekstów. „Na tle nieba” to po prostu dobra literatura, która – tak się składa – opowiada o górach i górskich przeżyciach.
W zbiorze nie znajdziemy opowiadań mało zajmujących. Kipią one od celnych spostrzeżeń, a przecież językowo oszczędne teksty zapadają w pamięć nie tyle za sprawą wyczynów, ile dzięki świetnie oddanym emocjom towarzyszącym pokonywaniu wielkich ścian, a w domyśle – wszelkich wyzwań. Obok smaku zwycięstwa znajdziemy więc pustkę, obok goryczy porażki poczucie wolności, pokorę zabarwioną buńczucznością. Humor i dowcip przeplatają się ze smutkiem i żalem. To oglądanie świata nie z pozycji władcy, ale z perspektywy jednego z licznych trybików w maszynie przyrody. A także hymn na temat zwykłego koleżeństwa, które czyni znośniejszym nawet najcięższe warunki w ścianie. „Sami, ale nie samotni” – stare porzekadło wybrzmiewa tu bez patosu, a mimo to niezwykle silnie.
Książkę otwiera znany miłośnikom literatury górskiej tekst Stanisława Biela „Na jednej linie z Żuławskim”, zamieszczony wcześniej w zbiorze „Burza nad Alpami” pod redakcją Józefa Nyki (lskry, Warszawa 1958). To opowieść o wydarzeniach, które rozegrały się w Alpach latem 1957 r., w trakcie poszukiwania Stanisława Grońskiego. Jak wiadomo, zginął wówczas Wawrzyniec Żuławski. W omawianej edycji tekst otrzymał nowe zakończenie, skłaniające do zadumy nad legendą. która otoczyła poczynania Wawy i stała się tak chętnie przywoływanym wzorcem etycznym. Czy słusznie? Oto pytanie.
Niewiadomą pozostaje, przynajmniej dla mnie, czy inne opowiadania z „Na tle nieba” były wcześniej drukowane, czy też dopiero teraz, za namową wydawcy, wspinacze lub ich bliscy wyciągnęli je z przepastnych szuflad. Jakkolwiek było, dobrze, że ujrzały (ponownie?) światło dzienne. Nie tylko bowiem pokazują, jak zajmująco można pisać o wyprawach, lecz także przypominają, iż góry oferują nieskończenie więcej niż ściany do złojenia (szkoda jedynie, że zespół korektorski nie stanął na szczycie). Współcześnie w takich klimatach pisze chyba tylko Wojciech Kurtyka.
Pozwólmy sobie na kilka godzin zapomnienia i dajmy się zauroczyć tym nieco nostalgicznym opowiadaniom, dotyczącym odległych czasów. „Bo – mówiąc słowami rapera DKA – to marzenia, bo to historia godna przypomnienia, bo to są gwiazdy spuszczone z nieba”.
Iwona Baturo