Artystyczna wizja reżysera filmu ukierunkowała losy dotychczasowego wspinacza skalnego. przeobrażając je w ciąg scen, których nie powstydziłby się żaden film sensacyjny – ulubiony styl wspinaczki „na żywca” Alain przenosi ze skał do miast. W życiowej odysei zmienia się odtąd tylko urbanizacyjna scenografia ale scenariusz wygląda podobnie, ekscytujący wybór celu (drapacza chmur, mostu, wieży, monumentu), nieudana próba zdobycia zezwolenia na wspinaczkę, ryzykowny atak na ścianę – czyli gra w kotka i myszkę ze strażnikami, ochroną budynku, policją, a następnie szczęśliwy (bezwypadkowy), aczkolwiek mniej lub bardziej udany finał – wyczyny bywają udaremniane przez służby mundurowe przed osiągnięciem szczytu budynku, co kończy się komisariatem, aresztem, nierzadko rozprawami sądowymi, grzywnami, upomnieniami, zakazami. Dopiero wspinaczki z ostatnich lat odbywają się legalnie, przy udziale zaproszonej publiczności, służą nawet celom charytatywnym. Ta wyraźna odmiana atmosfery i warunków, którymi Alain cieszył się na przykład podczas tegorocznej wspinaczki na najwyższy obecnie budynek świata, 828 -metrowy wieżowiec Burdż Chalifa w Dubaju, daje mu szansę skupienia uwagi tylko i wyłącznie na wspinaniu. Nie przeszkadzać we wspinaczce – to dla niego definicja sytuacji komfortowej. A jednak ów nowy typ wspinaczki kształtował w warunkach skrajnie przeciwnych i do tego działając samotnie. Oprócz wiedzy zaadaptowanej ze świata natury i doświadczenia nabytego we wspinaczce skałkowej potrzebował umiejętności z zakresu geometrii, inżynierii, architektury i konstrukcji, nie wspominając o łamigłówkach prawnych konsekwencji podejmowanych przedsięwzięć. To niełatwe życie jest jednak dla niego jedynym możliwym: „tym się zajmuję, to moje powołanie”- mawia. Wielokrotne kontuzje, w tym trzy poważne upadki, które przydarzyły mu się w młodości – co ciekawe – wyłącznie na ścianach skalnych, kiedy wspinał się z liną, z czasem coraz bardziej deformują jego ciało, utrudniają poruszanie się, uniemożliwiają już wręcz uzyskanie prawidłowej pozycji nadgarstków, przedramion czy łokci, powodując zwyrodnienie stawów, co formalnie czyni go inwalidą z 66-proc. kalectwem, lecz praktycznie wciąż nie stanowią dla niego przeszkody nie do pokonania.
Na pytanie, dlaczego to robi, odpowiada: „po prostu kocham wspinanie”. I dlatego, mimo rozmaitych problemów, wciąż przezwycięża swoje słabości fizyczne, strach, ryzyko i obiera nowe cele. „Zamiast zamożności osiągnąłem to, co najważniejsze, choć ulotne – szczęście i spełnienie. I dokonałem tego gołymi rękami” – mówi. Właśnie ta prosta prawda może stanowić rozwiązanie zagadki człowieka-pająka.
Karolina Smyk